Wiecie jak to jest, kiedy wydaje wam się, że w ogóle nie pasujecie do danego wieku? Kiedy wszystkie wasze poglądy, wszystkie myśli, styl i rozrywki są kompletnie nieadekwatne do waszej grupy wiekowej, środowiska, szkoły, przyjaciół i sąsiadów? Kiedy patrzą się was dziwnie, bo zamiast nachlać się w sztok i gadać o najnowszych trendach mody wolicie potańczyć i pokontemplować Salvadora Dali?
Nie?
To dobrze. Jesteście normalni.
Przyszłam na ten "piękny" "świat" w 1990 roku w jednym z Warszawskich szpitali. Już na wstępie nie było fajnie- mój ojciec, święcie przekonany o fakcie posiadania syna(nie zmieniając zdania nawet po namowach lekarzy) poczuł się wielce obrażony wiadomością, iż zamiast słodkiego, małego peniska mam... no... cóż... no dziewczynką jestem. Jego zarzekania, że w życiu nie zabierze mnie do domu słyszał cały szpital. Moja matka rozwiązała to bardzo prosto- wcisnęła mu mnie na ręce.
Ojciec zamilkł.
Zrobił sowie oczy.
I nie wypuścił mnie przez następne 3 godziny.
Zapewne dziś byłabym jego ulubioną córeczką, gdyby jego umiłowanie do polskiej kuchni(które z resztą odziedziczyłam ^^) nie spowodowało gwałtownego zatrzymania serca w wieku 30 lat, w efekcie czego zostałam słodką, pulchną, 3 letnią pół-sierotką.
W sumie nawet go nie pamiętam.
Przynajmniej przysługuje mi renta... co ratuje mi życie w sytuacjach awaryjnych(brak słodyczy/wódki/chipsów/rozrywki/innych jakże potrzebnych do życia rzeczy).
Ale dosyć o moim dzieciństwie... czas na refleksje o życiu.
Ciąg dalszy nastąpi. Chyba...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz