"Pimpuś wyszedł z krzaków, oblizując długie wąsy. Łaciate futerko było jak zwykle zmierzwione, na pyszczku gościł ten sam głupi wyraz przypominający, że kiedyś Pimpuś był normalnym kotem, ale potem źrebak nadepnął mu na łeb.
Piumpuś się tym faktem bynajmniej jakoś specjalnie nie przejmował.
Kot przeciągnął się, przewrócił, podniósł i potruchtał do ławki. Naprężył się i spróbował wskoczyć na kolana dziewce siedzącej na niej, jednak po 3 nieudanej próbie usiadł przed nią i podniósł łepek.
- Miał.
- Nie, po rosyjsku to będzie Skolka stoit twaja żopa.
- Miaał.
- Jesteś pewna?
- Miał…?
- Tak, na pewno.
- Miał…
- A pewna jesteś że żopa to nie zupa?
- Miaaaaał!
- Nie. Żopa to dupa. Nie zupa. Pytał się o twoją dupę, a nie zupę. Dlatego tak się śmiał kiedy odpowiedziałaś, że 20 rubli. Ciesz się, bo widocznie uznał, że jesteś na coś chora i dlatego sobie poszedł.
- Miaaał… miał… miał… błagam… miał… podnieś mnie… miał… miał…
Dziewka schyliła się i podniosła Pimpusia. Pimpuś usadowił się wygodnie na pozycji „powieszony kot”, spuścił łepek w dół i poszedł spać.
Krzaki po prawej stronie ławki zatrzęsły się mocno, rozległa się wiązanka przekleństw z górnej półki i zza listków i gałązków wyszedł… znaczy wyszła Janina.
Janina była jednym z pracowników Edwarda Von Shlauff’a, pana na zamku Szambelldon. Sam Edward był niemieckim wasalem, stacjonującym w Polsce na górze Świętej Anny. Janina, kobieta(a właściwie chłop… znaczy chłopka) byłą jedną z trzech sióstr Jebanek, które ojciec wysłał do von Shlauff’a aby odpracowały jego długi. Wszystko jedno w jakiej formie.
Tak więc najmłodsza była Janina, ze względu na zwoje potężne barki, wąskie biodra i sławę łamaczki kości zwana przeważnie Janem. Edward zobaczywszy ją nie miał żadnych problemów z przyznaniem jej miana szefa halabardników na zamku. Wprawdzie Edward przeważnie starał się trzymać wszystkie dziewki w zamku przy swoim boku, jednak jak sam stwierdził patrząc na Janinę- „sodomitą to on nie jest”. Tak więc cnota Jana była całkowicie bezpieczna na zamkowych murach(no, prawie całkiem. Czasem z braku laku dobry i Jan).
Średnią z sióstr, jako że nikt nie pamiętał jej imienia, z przyzwyczajenia wołano Dziewką. Dziewka, jak sama nazwa wskazuje, inteligencją nie zwykła grzeszyć, jednak ratowały ją ponętne resory i godzien zazdrości krowy cyc. Tak więc przyjęcie Dziewki na zamek w roli służki Edwarda było czystą formalnością.
Najstarsza, Magdalena, niestety była czarną owcą rodziny- miała rozum, talenty pisarskie i krasomówcze oraz zamiłowanie do chłeptania wina godne woja. Jako że ojciec bardzo dobrze potrafił ukryć swoje wielkie uczucie do tak utalentowanej córki, zwykł o niej mówić pieszczotliwie „ty bura, w chlewie wykształcona suko!” Sytuacji Magdaleny nie polepszał wszechobecny, głęboko zakorzeniony i wrodzony wstręt do kościoła i heretyzm. Powszechnym widokiem na zamku w niedzielę była grupka wojaków z linami i kajdanami, goniących dziewkę na gniadym ogierze zza morza. I tak zawsze gonitwa kończyła się wleczeniem wyżej wymienionej dziewki(kopiącej, klnącej, wyrywającej się, na przemian grożącej i oferującej swoje wdzięki oraz wołającej na pomoc Pana z Popielna).
Tak więc z krzaków wyszła Jan. Przeciągnęła się, beknęła doniośle, podrapała w tyłek i usiadła obok sióstr.
- Co tam, dziewoje? Jak idą przygotowania do balu?- spytała, spluwając siarczyście na ziemię.
- No, zważywszy na to, że dostawa ryb utknęła na środku jeziora bo wioślarze upili się i pogubili wiosła, świniaki mają wszystkich w żopie i ogłosiły strajk głodowy, służki odsypiają noc bo Edward wrócił wczoraj z wojażu i Dziewka chciała dać dupy za 20 groszy to wszystko idzie idealnie!- odparła Magdalena, strzepując pyłek z imitacji sukienki."